„Trafne spostrzeżenie”, „Kobieta ma naprawdę rację”, „Wnikliwość obserwacji”, „Cięty język i duże poczucie humoru”, „Też tak uważam” – takie myśli towarzyszyły mi podczas czytania artykułu „Mały flirt z własnym ciałem” napisanego przez znaną filozofkę, publicystkę i feministkę panią profesor Magdalenę Środę, który ukazał się w majowym jubileuszowym numerze miesięcznika „Moda na Zdrowie”.
Pani Magdalena na podstawie kilku przykładów wyjaśnia, jak między innymi wychowanie, edukacja i kultura masowa przyczyniły się do wprowadzenia do naszego społeczeństwa jedynej słusznej roli kobiecej (matka i rodzicielka) i upowszechnienia jedynego wzorca kobiecości: „Ciało musi być chude jak makaron, sprawne, błyszczące, opalone, pomalowane, na-wszystko-gotowe, powabne, wiecznie młode.”Kobiety chcąc sprostać nakładanym na nie wymogom i upodobnić się do obowiązującego kanonu piękna traktują swe ciało jak wroga (nie jest takie idealne jak w reklamach, więc trzeba je zmienić) i korzystają z różnego rodzaju środków upiększających, dzięki czemu przemysł kosmetyczny prężnie się rozwija. Z pewnym odcieniem ironii pani filozof zauważa: „Kobiety, nim opuszczą dom, spędzają cenny czas na nakładaniu na siebie barw ochronnych lub przyciągających uwagę. Miętoszą usta, wyrywają brwi, a na – bogu winne – rzęsy nakładają kilogramy ciemnych chemikaliów. Wszystko to, by sprostać wymogom kultury masowej.” Od razu mam przed oczyma lalkę Barbie z jej wszystkimi atrybutami: nienaganną sylwetką, długimi nogami, burzą blond włosów i super atrakcyjnym ubrankiem. A swoją drogą warto policzyć, ile reklam związanych z produktami kosmetycznymi dla kobiet jest nadawanych w ciągu dnia chociażby na jednym kanale telewizyjnym, a ile dotyczy artykułów kosmetycznych dla mężczyzn. Czyje umysły poddawane są zatem systematycznemu swoistemu „praniu mózgu”? I choć przecież każda z nas wie doskonale, że zdjęcia modelek są poddawane obróbce Photoshopem, to jednak pewien przekaz bez wątpienia trafia nieświadomie do naszej podświadomości.
Oczywiście nie chodzi wcale o to, aby teraz popaść w drugą skrajność: całkowicie siebie zaniedbać, zapuścić, biegać po mieście z tłustymi włosami, w wyciągniętych dresach i całkowicie zrezygnować z wizyt u kosmetyczki. Raczej wsłuchać się w swoje ciało i dostrzec, co ono chce nam przekazać, jakie komunikaty nam wysyła i ich nie ignorować. Zauważyć potrzeby naszego ciała i starać się je zaspokoić, zatroszczyć się o nie. Oczywiście nie mam tu na myśli różnego rodzaju uzależnień: chęci sięgnięcia po papierosa, narkotyk, kolejnego pączka czy rzucania się w szaleńczy wir zakupów – te destruktywne nawyki trzeba raz na zawsze usunąć z naszego życia. Warto się też przyjrzeć temu, co się kryje za tymi uzależnieniami, jakie uczucia, których zdrowo nie wyraziłyśmy i które mogły zostać zepchnięte do podświadomości. Od czasu do czasu warto też zadać sobie pytanie, jak duży jest wpływ massmediów na moje zdrowie i życie i na ile wpływają one na moje postrzeganie siebie.
Traktujmy więc swoje ciało jak przyjaciela, z dużą dozą miłości, a nie jak wroga, którego trzeba pokonać i wtłoczyć za wszelką cenę w ramy nakreślone przez wzorce kultury masowej. I cieszmy się naszymi indywidualnymi cechami. Jakże byłoby nudno, gdyby wszystkie kobiety wyglądały jak Claudia Schiffer.
Tagi: kanon współczesnego piękna