Zabawy choinkowe znane były jeszcze wtedy, kiedy Polska cieszyła się się swoją wolnością i suwerennością. Gdy nastały czasy zaborów, zabawy choinkowe organizowane były już na mniejszą skalę, a jeśli już to tylko po to były one okazją do patriotycznych spotkań, które w owym czasie były zabronione. Bale choinkowe były organizowane najczęściej tuż po świętach Bożego Narodzenia, ale znane były i takie, które organizowano przed wigilią, a kończyło je rozdawanie prezentów.
Już przed wojną….
Przed wojną bawiła się cała Polska, zarówno w dużych miastach jak też i na prowincjach czy też wsiach. Najczęściej były to bale myśliwskie, po którym wszyscy w ponurą noc udawali się do lasu, aby tam piec zabite zwierzę na trzaskającym ogniu, przy którym także wszyscy bawili się doskonale. Ze znanych zabaw choinkowych, znane były tak zwane koszyczkowe, podczas których organizowano różnego rodzaju kwesty. Bardzo popularne były bale dziennikarskie, które organizowane były zawsze w Zakopanem i Krakowie. Długo by wymieniać. Bawiła się przy choince każda grupa społeczna i zawodowa.
Wodzirej musiał być
Każdemu takiemu balowi przewodził wodzirej, którego obowiązkiem było zapewnienie zabawy wszystkim jej uczestnikom. Podczas balu osoby cywilne obowiązywał strój wieczorowy, w postaci smokingu lub fraka. Damy zaś były ubrane w przepiękne suknie balowe, ozdabiane cekinami.
Bal u starej Hanki
W Suchedniowie znana była w przedwojennej Polsce pewna Hanka, która miała przeobfite rozmiary. Ponieważ była już ona znacznie posunięta w latach, poszła ona do znanej suchedniowskiej kosmetyczki, która nałożyła jej maseczkę z sokiem buraczanym na wygładzenie zmarszczek. Ponieważ owa Hanka miała twarz niczym pomarszczona rodzynka, kazała zatem wspomnianej kosmetyczce położyć sobie na twarz kolejną maseczkę tym razem z utartych płatków kwiatowych połączonych z olejem. Kosmetyczka wabiona sporą ilością pieniędzy od starej Hanki, zrobiła tak jak jej klientka nakazała. Ale żądne przygód na zabawie choinkowej babsko nie przewidziało, że wspomniane kosmetyki spowodują u niej alergię. Zapuchła Hanka mimo wszystko, poszła na bal. Podczas tańca, wlazła ona bo przez zapuchnięcie gorzej widziała na niedomknięty dekiel od piwniczki z winem, i….wpadła tam siedząc we wspomnianych czeluściach aż dwa dni. Ponieważ chciało jej się pić i jeść, a miała tylko pod ręką alkohol, zatem zapuchnięta, głodna ale pijana, została z owej piwniczki wydobyta przez jej męża Władka, który już ciesząc się z niebytu żony zaczął organizować przyjęcie konsolacyjne.
Bal u grubej Jolki
W ostatnim roku wolnej Polski, w Koziej Woli mieszkała Jolka co nazywała się Gałka. Miała ona nadęte policzki tak więc wspomniane nazwisko bardzo do niej pasowało. Jolka postanowiła zatem pewnego razu urządzić bal choinkowy. Zaprosiła swoje koleżanki, wśród których prym wiodła Monika. Była to malutka osóbka posiadająca bardzo krzywe grube nogi i ogromnej wielkości brzuch. Policzki przeobfite zlewały jej się z szyją, której tak naprawdę nie było widać spoza wielu fałd tłuszczu. Jolka włączyła na patefonie stare tanga, które wszyscy balowicze tańczyli z wielką ochotą. Tylko na krześle siedziała owa Monika, która opychała się czekoladkami i torcikami, które przygotowała zręczna kuchareczka Paulina. Wtem do sali balowej wszedł Bolesław Kranik, któremu od razu wpadła w oko Monika. On ogromnej postury chłopisko, ona korpulentna Matrioszka zakochali się w sobie niebywale. Ale pewien mankament stanowił ogromny problem z ich wielkim uczuciem, ponieważ nigdy nie mogli się oni należycie objąć, gdyż w tym przeszkadzały im ogromne brzuszyska. Tak więc Bolesław chcąc zaimponować tańcem Monice, tak ją zakręcił, że wpadła ona w choinkę, a jej koronkowa sukienka zahaczyła o igliwie grudniowego drzewka. Nie zauważywszy tego Bolek, podczas następnej pozy tanecznej kręcił do rytmu zarówno Moniką jak i choinką. Wściekła Jolka Gałkowa, musiała ich przegonić ze swojego domu, bo więcej jej owa para narobiła szkody niż ktokolwiek mógł to przewidzieć…
Chórzystka Marta
opodal ruczaju, czy w grudniu czy w maju
Marta tam śpiewała, Boga wychwalała
W kościele parafialnym w Łącznej, przed I wojną światową, mieszkała bardzo gruba Marta, która postanowiła zapisać się do chóru kościelnego. Nie miało to babsko ani głosu ani poczucia rytmu, ale że była bogata płaciła organiście spore grosze, aby tylko on jej nie wygonił z chóru. Tuż przed kościelnym balem choinkowym, wlazła owa Marta na chór prezbiterialny i tak ćwiczyła swoje śpiewy, że osoby dekorujące choinkę, aniołki wszystkie popowieszali na niej do góry nogami. Gwiazda betlejemska zamiast na górze była na samym dole choinki, a zamiast pastuszków przy żłóbku, ustawiono tam kominiarczyka z czarną drabiną. Przy tak śmiesznie udekorowanej choince, bawili się okoliczni parafianie, a nawet przyjechał ksiądz biskup. Patrzy na tą choinkę i oczom nie wierzy. Pyta się zatem dekoratorów, dlaczego tak dziwnie udekorowano tę choinkę. A oni jak jeden mąż….bo się Marta na chórze tak wydzierała, że im się wszystko pomyliło. Poprosił zatem biskup wspomnianą Martę do siebie i zaproponował jej aby zaśpiewała jakąś kolędę. A ta jak nie wrzaśnie, ksiądz biskup spadł ze strachu z krzesła, kościelny gaśnik wywalił, a Marta jeszcze nie skończyła repertuaru. Darła się ona niemiłosiernie, babom w okolicy mleko się kwasiło, a szczury kościelne wyszły ze świątyni w niewiadomym kierunku. Od tej pory owej Marcie zaproponowała pracę straż ogniowa. Bo musiała ona siedzieć na wieży, a gdy tylko zauważyła coś groźnego miała się ona tak rozedrzeć, że wówczas do boju wkraczali strażacy.
Ewa Michałowska- Walkiewicz