Jeżeli przeczytałaś ten tytuł i roześmiałaś się głośno: ha, ha, nie ma takiej recepty lub jeżeli go przeczytałaś i westchnęłaś smutno: mnie i tak nie pomoże – to jesteś w błędzie.
Ja utyłam dawno, dawno, dawno temu po jakichś lekach podawanych w dzieciństwie. Później miałam taki okres w czasach podlotka, że próbowałam na siłę schudnąć. Nie było dla mnie niedostępnej diety. Wynajdywałam cuda – niewidy. Diety jajeczne i kapuściane… i kawowe. Diety niskokaloryczne, bezcukrowe, bez pieczywa i tylko na miodzie. Jadłam i rzygałam jak kot, bolał żołądek, bolała wątroba, bolał przełyk. Nie ubyło ni kilograma. Bałam się jak diabli, ale spróbowałam nawet cudotwórczych pigułek odchudzających, nie mówiąc o ziółkach „świętych”. Nic. Potem przyszło olśnienie – skoro nic nie poradzę, to wmówię wszystkim, że jestem cudowna taka, jaka jestem i podziałało. A jak już zaczęłam być śliczna i seksowna to i chłopcy w to uwierzyli. Ja z kolei nie wierzyłam swemu szczęściu. Wybierałam, aż wybrałam. I tu zaskoczenie. Jak tylko zaczęłam gimnastykę na drążku – zaczęłam i chudnąć. Niedużo, po trochu, ale dość wyraźnie. Tyle, żeby to polepszyło mój wizerunek i samoocenę. Potem nie z braku okazji, a z braku ochoty, zresztą nie tylko do seksu – ale i życia – w ogóle miałam przerwę. Wróciłam do dawnej wagi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Teraz przekroczyłam pięćdziesiątkę, znów się zakochałam i na nowo poczułam, że żyję. Znów rozpoczęłam intensywne ćwiczenia – i co? I znów powolutku waga drgnęła. Powolutku, ale skutecznie.
Więc kochane XX-elki ćwiczcie na zdrowie i pamiętajcie, że tylko dobry seks – z akcentem na dobry – może Was uślicznić, odchudzić i zrobić z Wami, co tylko chcecie!
Tagi: skuteczne odchudzanie