*
wleczenie za sobą bagażu dość ciężkich doświadczeń, których za cholerę zawieruszyć i zakopać się nie da;
*
posiadanie listy facetów do odstrzału i brak sprzętu do egzekucji;
*
nie – bycie – słodką – i – naiwną – oraz – głupiuteńką – małą – bezbronną kobietką;
*
upór do granic możliwości, co potwierdza orzeczenie szefa: “jesteś tak uparta, że czasem mam ochotę Cię zabić”;
*
świadomość upływu czasu i jego wartości;
*
miłość do świata i ludzi, lecz nie dla swego odbicia w lustrze;
*
wyjątkowa intuicja, którą się lekceważy, a później następuje skręcanie się ze złości, że nie posłuchało się swego wewnętrznego głosu;
*
bezustanne poszukiwanie szczęścia i poczucia bezpieczeństwa;
*
brak figury z czasów liceum, co oznacza bezustanną i natrętną walkę z nadwagą;
*
lekceważenie wytycznych kreatorów mody i image;
*
przeżywanie wiosny bez nowinek ze świata ciuchów i kosmetyków;
*
uśmiech do wszystkich i dla wszystkich, ale nie dla siebie samej;
*
wpadanie w paskudne doły psychiczne i pogłębianie owego doła drążeniem historii ziemsko – miłosnych przy ścisłej współpracy jedynej przyjaciółki Balbiny, specjalistki od najnowszego wyciskacza łez z serii damsko – męskiej, a niech to szlag! – ale największe głowy w Wenezueli i ich seriale to – cytując Andy Warchoła – “mały pikuś”. Brakuje tylko w tym całym zamieszaniu odcinka z zemstą za trzyletnią zagrywkę – i to krwawą, albowiem sprawa Balbiny wymaga ofiary, i to pokaźnej. Sam sprawca nigdy nie zostanie uniewinniony, a ścieżka po jakiej stąpa – nigdy nie będzie dlań bezpieczna i nawet najsłynniejszy wróżbita nie wykryje w kartach w którym momencie owy szkodnik zostanie wbity na pal i wystawiony na publiczny wygwizd oraz obrzut jajami. Póki co – we wspomnieniach pozostaje spontaniczna piątkowa ucieczka na wiochę przed facetami i ich plugawym światem występków; hasło “spierdalamy” wyszło z samej głębi mego serca i zawlokło nas do samotni, w której to obaliłyśmy – po raz pierwszy zresztą – sporą butelkę wina o smaku wiśniowym, a za przekąskę służyły konserwa wieprzowa i szynka z galaretą , serek ogórkowy, chlebek, paczkowane ciastka – popijane sokiem z antonówek, a całe to zdarzenie spowodowało, że łeb mi leciał w lewo i świat wydał się być wesoły, a i Balbina się rozweseliła – i w dupie z nimi wszystkimi, wszelakim gadami i padalcami rodzaju męskiego, i tak na stare lata będziemy dzielić obie jeden pokój w domu dla świrniętych staruszek;
*
analizowanie kto wymyślił śluby pod jakąkolwiek postacią i po jaką cholerę ten cały cyrk, chyba w celu zapewnienia dodatkowej fuchy adwokatom;
*
a właśnie – listonosz przyniósł mi zaproszenie do Cyrku – Balbina, chcesz iść?;
Podsumowanie
Gdyby nie media, od lat usiłujące “skatalogować” kobietę, twierdząc jaka ma ona być, by stanowić ideał – wykaz kompleksów byłby wyrazem bycia sobą, jednostką nieskrępowaną poprzez przykazy innych, bycia naturalną.
Naturalność nie jest na topie, wszystko ma być pod pewien – ściśle określony wymiar i wzór.
Ale gdybym była taka ach! i och! – czy nie nudziłabym się samą sobą?
Jakże mogłabym żyć bez tych wydarzeń, które wpadają do mojego życia i pozostawiają po sobie ślady – radosne lub smutne, ale jednak trwałe…
Nie jestem chuda ani piękna.
Ale jestem sobą.
I taka chcę pozostać na wieki wieków AMEN.
Przesłanie do NAS, kobiet:
Nasze kompleksy wcale nie są kompleksami.
Ktoś Nam to wmówił.
Nie jesteśmy z okładek.
Nie jesteśmy tworem grafików.
Jesteśmy i bądźmy sobą.
[DZ]
Tagi: kobiety, kompleksy