1. Przekraczasz jej próg, a ona atakuje tekstem: „o, jaki brzuch! W ciąży jesteś?!”. Robi się Tobie głupio, bo nie spodziewasz się potomka, a przecież nie od dziś jesteś puszysta – i każdy ze znajomych o tym wie, tym bardziej ona. Zapuszczasz rumieńce na twarzy i zaprzeczasz gwałtownie, ukradkiem spoglądając w lustro – poczyniłaś wiele, by wyglądać jak najlepiej. Brzuch wylazł jednak z majtów obciskających (po złości chyba) i już pomstujesz na producenta swego stroju, ale patrzysz na nią – i oto chwila olśnienia: ta piękność doskonała obecnie jest kilka rozmiarów większa od Ciebie, a rodzinne albumy z czasów – gdy nie było PhotoShop’a – nie czynią zakłamania i pokazują, że w Twoim wieku nosiła identyczny rozmiar i nie była lokalną Twiggy. Zatem powiadam Ci:
miej to w dupie
2. Zasiadasz przy jej stole z wyszukanymi potrawami i nie wiesz: masz udawać, że jesteś na diecie czy frywolnie smakować i cieszyć się spotkaniem. Najpierw – co prawda – jesteś na tyle zestresowana, że – miast koncentracji na wyspie smakowitości – przenosisz się w świat telewizyjnej reklamy i czekasz chwili, gdy wyjdzie odebrać cudem dzwoniący telefon. Delektujesz się ukradkiem prawie każdym daniem, lecz nagle słyszysz: „ponoć mięsa nie jesz, ale nie przyznawaj się do tego. Ty wegetarianką?! Ha, ha! To na tłustych warzywach jesteś!!!”. Nie wiesz co odpowiedzieć, więc po dwukroć powiadam Ci:
miej to w dupie miej to w dupie
3. Niespodziewanie serwuje Ci wykaz jednostek chorobowych, na które wkrótce zapadniesz, jeśli nie schudniesz. Przemiela się studium rodzinno – sąsiedzkich przypadków i – ni stąd ni z owąd – wytacza się z szafy pomnik Wielkiego Stereotypu: Chude nie chorują! Nie wiesz czy owa lista przypadłości jest złym życzeniem kierowanym do Ciebie (zastanawiasz się w którym momencie trafi Ciebie szlag) czy też bezmyślną paplaniną wymykającą się ze szczęki prawdziwej / sztucznej w stanie gorszym / lepszym. Uważnie patrzysz na żyrandol – kryształy z epoki Gierka jednym ciosem mogą załatwić Twój żywot na wieki wieków amen. Mówisz: „Jestem zdrowa”. I dociera do Ciebie żmijowaty syk: „nie widziałam wyników badań, ale pewnie pomyliłaś normy”. W mózgu masz przemarsz wszelkich możliwych pomyłek, jakie mogły zajść w laboratorium – ale kiedy je wreszcie wykluczasz, na stół wjeżdżają cuda tabletkowe, zapisane przez doktor’uff lub przez jej własny wymysł w ilości zatrważającej, trawiącej połowę miesięcznego domowego budżetu: 100 rozmaitości na wątrobę (w tym pościg za wyimaginowaną motylicą wątrobową), 100 – na trzustkę (której nie wykrył ultrasonograf), 100 na żołądek (potencjalne wrzody), 100 na perfekcyjne gazy (końcowy efekt zapachu olejku różanego gwarantowany), 100 na doskonałą przemianę materii (stolec ma być piękny, pachnący i gładki), 100 na sen (lub lunatykowanie bezpoślizgowe), 100 na nerwy (trzymane na smyczy), 100 na mocne serce (by biło wiecznie), 100 na pamięć (skuteczne w szczególności w zakresie planowania wydatków na leki), 100 na myślenie (masowe, bo własne wysiadło), 100 na zatrzymanie młodości (Maryla nigdy tak pięknie nie wyglądała jak teraz!), 100 na włosy i paznokcie – czasem cerę (to na wypadek – gdy trzeba będzie wytłumaczyć się z liftingu), 100 na kolano prawe (casem stsyko), 100 na kolano lewe (casem siem ugino), 100 na odporność (a co, ma sobie żałować?), 100 na zapewnienie ciągu dostaw witamin (bo jak zapomni, to nikt jej nie kupi – ewidentny zamach na jej życie!), 100 na znakomity stan pochwy (wyczytała w babskim szmatławcu, że powinna brać), 100 na elastyczny odbyt i hemoroidy (jak dbać o zdrowie, to w całości), 100 na profilaktykę chromania przestankowego (znajoma zapadła na to ostatnio), 100 na zapobieganie stanom zapalnym (wszelkim, nawet niezbadanym przez naukę) oraz tona ziół na wszystko (dla umocnienia działania suplementów). Dodatkowo: jogurtowe wkłady na płaski brzuch. Nie masz pojęcia jak odmówić przyjęcia recepty, zatem po trzykroć powiadam Ci:
miej to w dupie miej to w dupie miej to w dupie
4. Zmowa jejnich sióstr, znajomych, przyjaciółek i tajne szeptane obrady na temat Twoich gabarytów czasem przenikają przez ściany czy też rury – i dowiadujesz się, że prześlicznie uśmiechająca się do Ciebie Ciocia – Klocia żywi wstręt do Twej nadwagi / otyłości i za wzór cnót wskazuje własną córcię, z relacji codzioMiodzio, laskę nad laskami, piękność absolutną – i nagle przypominasz sobie wizerunek pięknicy upozowany w „komórce”, atakujący Dodyzmem – Elektrodyzmem, tym razem w najmodniejszej peruce nabytej w kolorze brąz – i odtwarzasz scenkę z niekontrolowanego wybuchu wewnętrznego śmiechu, doprawionego niemą czkawką i brakiem potwierdzenia urody owej plastikowej damy, kopii zresztą, bo na bycie oryginałem we własnym wydaniu zabrakło wyobraźni. Po czym przewijasz taśmę z zapisem ich opinii i już wiesz, ze jesteś potworzycą, okazem do wytykania palcami, oklejania stekiem bredni i paskudnych słów – no i nie dziwi Ciebie już fakt, że jedna z nich zainicjowała osiedlowe zakłady, w których za trafne wytypowanie ile przytyjesz w ciągu roku (do następnych imienin teściowej / matki) regulamin wskazuje całkiem pokaźną wygraną w postaci 3 średnich krajowych rent / emerytur. Nie wiesz jak zareagować, więc po czterykroć powiadam Ci:
miej to w dupie miej to w dupie miej to w dupie miej to w swej pokaźnej dupie
[DZ]
Tagi: święta, teściowa