Swego czasu omal się nie udławiłam na wieść o raporcie unijnym, wskazującym że 60% Polek ma “problem z nadwagą” – i że w stosunku do roku poprzedniego wzrósł on o 20%. Owy tekst wyleciał z telewizji, zatrzymał mój odkurzacz, usadowił mnie na kanapie, wprawił w kompletne zdumienie. Pytam: gdzie i jak Unia Europejska wyłapała Polki “przy kości”? Z czystej ciekawości, bo skoro tak jest rzeczywiście – to Kobieta Puszysta automatycznie przestaje być portalem niszowym, a wszelkie zamachy kolorowych babskich piśmideł na zacną tkankę tłuszczową – należy spisać na straty.
Cóż, osobiście owy raport określiłabym tak: 60% Polek normalnie podchodzi do życia i ma serdecznie dość sztucznego kreowania kanonu wychudzonego piękna, a te 20% co wspaniale urosło – w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy kalendarzowych poszło po rozum do głowy i wykopało anorektyczno – bulimiczne trendy za drzwi swych domów. I nie mam na myśli tutaj negowania zdrowego stylu życia w jakiejkolwiek postaci, ale chore wymysły medialne, atakujące psychikę kobiet – zwłaszcza w sferze okrzykiwania za chodzące piękno szkieletora z cycami wypchanymi silikonem, próżnego, głupawego, wiecznie młodego i żywego nawet po śmierci, z rozkrokiem zapraszających chętnie wszelkich pacanów, co w zamian za przydupienie oferują skrawek pseudo karierki i lansują na gwiazdy, których wygląd jest OK – ale w światku amerykańskiego porno, a poza nim – to już raczej obciach, no – ale w Polsce ma się to zupełnie inaczej.
Lecę zatem do Manufaktury jako do jednego z moich idealnych punktów obserwacyjnych. Raz, ot tak – na spacer, by rozruszać zastane po zimie kości, a tak na poważnie – to by towarzyszyć w spacerowej rehabilitacji mojego faceta, który jest po poważnej operacji i… wymaga mocą recepty intensywnego łażenia. Żadnej Puszystej. Tylko ja. Lecę przed świętami dwukrotnie, o rożnych porach dnia: idzie jedna piękna Puszysta, niesamowicie radosna. To jesteśmy dwie. Zdecydowanie rzucamy się w oczy i zbieramy pogardliwe spojrzenia “współcześnie doskonałych dam”. Wszystkie jak jeden mąż jednakowe: wychudzone do granic rozsądku, obowiązkowo w spodniach – prezentujących dość szczególasto rozmaitość sromów, obciskające dupska, i krzyczące rajstopami otulającymi cienkie kości – “o rany, jakie mam super nogi!”, a ja się zastanawiam – jaka fabryka wypuszcza te roboty i dlaczego ma tylko dwa modele: szkieletory blondyny i szkieletory brunety, czemu promuje sztuczność i wydajne krocze – zamiast naturalności i umysłu? Oto cała Rzeczpospolita Wychudła – w modzie i w cenie ino wagina na szczudłach.
Tagi: kanon współczesnego piękna