Przyznam szczerze, że zaznajomiłam się z wieloma dietami, rozmaitych próbowałam z różnym skutkiem, a tej – wegańskiej – unikałam. Weganie kojarzyli mi się z ludźmi, którzy zdecydowanie przesadzają w zakresie wymogów żywieniowych, jednakże po lekturze tej książki zupełnie zmienił mi się punkt widzenia.
Kathy Freston przekonała mnie, że czas zmienić swoje nawyki żywieniowe. Nawyki, które doprowadziły do sporej nadwagi – którą co prawda raz zbiłam dzięki siłowni, diecie i silnej woli, ale pod dwóch latachtrzymania prawidłowej wagi dopadł mnie efekt jo-jo, ale jakże dopadł, sama go wywołałam przywracając sobie prawo do słodyczy iśmieciowych dań.
W książce zawarte są obietnice, które w pierwszej chwili skojarzyły mi się z “Tajemnicą szczęścia” (modlitwy Świętej Brygidy) – konstrukcja książki typu przejdź na weganizm, a w zamian otrzymasz to i to. Tylko, że po przeczytaniu wszystkich obietnic przestałam się uśmiechać, gdyż dwie z nich są dla mnie niezwykle cenne: redukcja cierpienia zwierząt oraz utrata zbędnych kilogramów (dowód jest niezaprzeczalny: weganie nie są otyli).
Książka sprawiła, że zatrzymałam się nad sobą i sobie się przyglądam. Właśnie podpisuję umowę z samą sobą, że tej diety spróbuję. Jeżeli książka zamurowała samego BONO, to dlaczego nam wszystkim ta dieta ma się nie udać?
Tagi: dieta, weganizm