Listopad 1983- Miałam 14 lat i głęboką wiarę w cud. Cud przemiany w Królewnę. W szkole po południu planowana była andrzejkowa dyskoteka. Nie posiadałam żadnego ubrania, którego nie musiałabym się wstydzić. Wszystko było znoszone lub niemodne.
Jako pulchna nastolatka mogłam liczyć jedynie na odzież z kościelnych darów. Obie z siostrą ubierałyśmy się w tym „sklepie” – w sekcji charytatywnej przy naszej parafii. Mama wychowywała nas samotnie, a jako nauczycielka zarabiała niezbyt dużo, tak że nasze kartki na mięso w większości sprzedawała, bo nie miałyśmy środków na wykup przewidywanej przez władze ilości mięsa.
W naszym domu nowe ubrania miała tylko mama. Jej praca wymagała nienagannego ubioru. Pamiętam jak przed ową dyskoteką wyjęłam potajemnie jej dwuczęściowy komplet w kratkę sygnowany przez Dom Mody Elegancja. Zakładałam go powoli z zachwytem, pod spód założyłam czarny golfik z poliestru. Duże lustro w przedpokoju nie kłamało – wyglądałam pięknie. Moje bardzo długie warkocze podwinęłam dla lepszego efektu. Mama nic nie wiedziała o moim pomyśle pożyczenia jej ubrania, zresztą zapewne by się nie zgodziła. Pewnie też się wścieknie, kiedy mnie zobaczy w nim – ale przecież wtedy będzie za późno. Nawet jeśli spotka mnie kara, najpierw zabłysnę! Kiedy wychodziłam na dyskotekę – w drzwiach stanęła mama. Najpierw krzyki, wyzwiska, że jestem złodziejką…(a ja tylko raz chciałam pięknie wyglądać…) – a potem nie poszłam już na dyskotekę i nie zabłysłam… przepłakałam cały wieczór.
Nie chodziłam potem nigdy na bale ani rauty, słowa mojej mamy, jakkolwiek zabawnie brzmiące „Kto się urodził kopą siana pozostanie nią na zawsze”, stały się na długie lata moim odium, które jak szklana ściana dzieliły mnie od blichtru kopciuszkowego cudu.
Jak w bajkach bywa tak w moim życiu, po bardzo wielu latach tułaczki i poniewierki poznałam księcia, moja szafa jest pełna i choć marzenie o wielkim balu wciąż we mnie trwa, czuje się już szczęśliwa i piękna. Bo swój obraz widzę każdego dnia w jego zakochanych oczach.
Doskonale pamiętam czasy, w których się wychowywałam – powracam do nich z sentymentem, Każdego roku wyczekując mojego wielkiego balu. Bal jednak nie nadchodzi. Ale może na próżno czekam? Każdy dzień przecież ma w sobie coś z niezwykłego korowodu zdarzeń. I, jak śpiewałam Maryla Rodowicz „Niech żyje bal! Bo to życie to bal jest nad bale! Niech żyje bal, drugi raz nie zaproszą nas wcale.” Ale ja raczej zanucę na koniec za Grechutą: „Ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy”- w nadziei na realizacje moich młodzieńczych marzeń.
Foto: wallpaperswide.com
Tagi: kobiety, kompleksy, poczucie własnej wartości